czwartek, 11 lipca 2013

Ojców

Wycieczka do Ojcowa była swego rodzaju kontynuacją w stosunku do poprzedniej.
Wyruszyliśmy dosyć późno, ale nie przeszkodziło to w cieszeniu się świetną pogodą i dobrą drogą.

Zaparkowaliśmy motorek, uzbroiliśmy się w offa ... i szturmem na zamek!
Mi trochę gorzej szło, jakoś tak w tyle zostawałem ...


Może lepiej by było gdybym się przysiadł, do którejś z dam?

Niewątpliwie, ta z lewej strony dobrze rokuje na przyszłość.

Dzięki błogosławieństwu jakoś się wspiąłem na tą góreczkę...


Całkiem miły ten zameczek z zewnątrz.



Widoczki:




Wszystko fajnie, ale gdzie są zdjęcia z zamku?
I tu pojawia się odwieczny problem, wszystko zamknięte.
Tym razem to nie wina złego duszka ani nowego gospodarza, ale nasza ...
nie zdążyliśmy, oczywiście mojej winy w tym wszystkim troszkę mniej.
Od zawsze wiadomo, że to na damy trzeba czekać :) [aaaaaaaa no dobra moja]

Kilka zdjęć czego się dało i idziemy dalej.



Teraz już będzie lżej. Schodzi się łatwiej i jakoś tak... szybciej. Ah te komary.

Wszędzie jakoś tak pusto.


 Za to alergenów aż nadto!


Na powyższym zdjęciu można dojrzeć także dziewczyny i to jak prezentują się od frontu.
A na poniższym od drugiej strony :) :


I jeszcze jedno foto zameczka, z dalszej perspektywy :


Rwącym potokiem dopłynęliśmy do Proszowic, gdzie po raz kolejny zjedliśmy obiadokolację :)


Nie będę wspominać co jedliśmy, co by bloga nie zmieniać na bardziej kulinarnego niż motocyklowego.
Ale jak to mawiali moi przodkowie - jedzenie to gwóźdź programu każdej wycieczki !

Polecam wycieczkę do Ojcowa, jednak maksymalnie do 15.00 - wtedy można wejść nie tylko na zamek, ale także do muzeum vis a vis budynku na zdjęciu poniżej.


Już niebawem kolejna notka - tym razem Niedzica i Czorsztyn, zapraszam .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz